wtorek, 28 maja 2013

Złoto i fiolet

Delikatny makijaż ze złotym akcentem

Witajcie :)

Dzisiaj chciałam Wam pokazać makijaż, który jest ostatnio dosyć często moją opcją "wyjściową". Ogólnie delikatnie ale coś tam się na tym oku dzieje, więc na wieczór się nadaje (moim zdaniem oczywiście) :)

Pokażę Wam w sumie dwie wersje tego makijażu. Jeden będzie krok po kroku, a na koniec mały "bonus" w postaci nieco wzbogaconej wersji. Bez zbędnego gadania - zapraszam do oglądania i malowania :)


Zaczynam od nałożenia bazy na całą powiekę oraz zagruntowania jej jasnym, cielistym cieniem:


Na ruchomą powiekę nakładam złoty cień:


W załamaniu nakładam beżowy cień 
(ciemniejszy od tego, którego używałam na samym początku) 
i rozcieram w kierunku brwi:


W załamaniu i ponad nim nakładam fioletowy cień:


Na ruchomą część powieki nakładam złoty brokatowy cień:


Dolną powiekę podkreślam brązowym cieniem, 
na linię wodną nakładam białą kredkę,
pod linię brwi nakładam jasny, cielisty cień 
przy okazji rozcierając granicę fioletowego cienia,
wewnętrzny kącik rozjaśniam jasnym, cielistym cieniem:



A tak wygląda gotowy makijaż oka:




A tutaj wspomniany "bonus":

zdjęcie wykonane w sztucznym świetle
- pozostałe wykonywane były w świetle dziennym

To jest ten sam makijaż, wykonany innego dnia - w załamaniu powieki dodałam brązowy cień, a wewnętrzny kącik oka rozjaśniłam jasnym perłowym cieniem.
Ta druga wersja chyba mi się bardziej podoba ;)


A Wy co o tym sądzicie?
:)



poniedziałek, 27 maja 2013

Najlepszy puder matujący!

Recenzja kosmetyku idealnego :)

Witajcie! :)

Być może przy okazji Tagu Moja Metamorfoza zwróciliście uwagę, że mój puder był na totalnym wykończeniu. Doszłam w tamtym okresie do wniosku, że muszę sobie sprawić jakiś dobry puder matujący, ponieważ mam problem ze świeceniem się skóry w trefie T. 

Zrobiłam oczywiście najpierw małe rozeznanie w sieci i ... szybko znalazłam bardzo pochlebne opinie na temat pewnego kosmetyku...

Jesteście ciekawe co to takiego? 

No dobrze, już dłużej nie będę Was trzymać w niepewności! ;)


Idealnym pudrem matującym okazała się być 

... 

mąka ziemniaczana! 

Tak, to nie jest żart! Mąka (inaczej skrobia) ziemniaczana sprawuje się świetnie w roli tego kosmetyku :) Gdy po raz pierwszy przeczytałam o tym na jakimś forum (niestety nie pamiętam już gdzie dokładnie znalazłam informacje na ten temat, ale jestem pewna że po wpisaniu w wyszukiwarkę tego hasła znajdziecie na ten temat sporo informacji) nie bardzo chciałam w to uwierzyć. Od razu postanowiłam spróbować. Pobiegłam do kuchni, zanurzyłam pędzel do pudru w pojemniku z mąką ziemniaczaną i pac pac pac po twarzy ... To co przeczytałam było jednak prawdą! 

Mąka pięknie zmatowiła skórę, ukryła wszelkie świecenie, a na twarzy pojawiła się taka milutka warstwa  puszku. Twarz po użyciu tego "pudru" wcale nie jest biała, jak by to się mogło wydawać. Jednak muszę przyznać, że mąka daje bardzo delikatny efekt rozjaśnienia (moim zdaniem nadaje to twarzy świeżego wyglądu).

Co najważniejsze - efekt matujący jest naprawdę bardzo trwały! Nie potrafię Wam dokładnie powiedzieć ile godzin się utrzymuje, ale na pewno do tej pory nie udało mi się uzyskać takiego efektu przy użyciu żadnego innego pudru (aczkolwiek przyznaję, że używałam stosunkowo niewielu różnych pudrów). 

No i chyba równie ważną zaletą mąki w roli pudru matującego jest jej cena oraz dostępność! Chyba nie muszę Was o tym przekonywać :)

Jeżeli szukacie dobrego pudru matującego gorąco Was zachęcam do wypróbowania właśnie mąki ziemniaczanej :) Nic nie stracicie, a możecie jedynie zyskać. 

Od razu uprzedzam ewentualne pytania: używam mąki mniej więcej od 3 tygodni. Mam cerę dosyć wrażliwą, podatną na przesuszanie się oraz na uczulenia. Mąka nie wyrządziła mi żadnej szkody. Skóra jest w bardzo dobrym stanie, nie pojawiły mi się żadne wypryski, uczulenie, czy przesuszanie się. :)

A teraz kilka praktycznych porad, co do używania mąki jako pudru matującego :)

Ja w roli pojemnika użyłam starego opakowania po kremie do twarzy - przesypałam do niego po prostu trochę mąki. Jeśli macie pudełko po sypkim pudrze będzie pewnie jeszcze lepiej się sprawdzało. 




Do nakładania "pudru" używam dużego pędzla. 
Najpierw delikatnie zanurzam pędzel w pudełeczku:


Następnie strzepuję nadmiar mąki na zakrętkę:

trochę się na pewno rozsypie dookoła ;)


Na twarzy stawiam 4 kleksy - na czole, policzkach i brodzie
- a następnie rozprowadzam "puder" kolistymi ruchami.

Na początku może Wam wychodzić trochę za gruba warstwa
- musicie wtedy po prostu zetrzeć nadmiar dłońmi lub usunąć przy pomocy pędzla :)
Po pewnym czasie będziecie wiedziały ile dokładnie mąki nabrać na pędzel
żeby sprawnie nałożyć odpowiednią jej ilość.



Tak wygląda mąka w roli pudru na mojej twarzy:

pokazuję Wam zdjęcie przede wszystkim żeby udowodnić,
że twarz po użyciu mąki nie robi się biała :)


A więc jeszcze raz - polecam zdecydowanie :)

Plusy:
  • cena
  • dostępność
  • produkt naturalny
  • doskonały efekt matujący
  • łatwa i przyjemna w użyciu
  • nie podrażnia
  • nie wysusza
  • transparentna 
Minusy:
  • brak


Ciesze się, że znalazłam informację na ten temat i że mogę się nią z Wami podzielić :) Na pewno dla niektórych z Was nie jest to żadna nowość. Mam jednak nadzieję, że chociaż dla części z Was ten wpis okaże się przydatny :)


Dajcie znać, czy próbowałyście i jak wrażenia :)





Róż i już

Różowo-chabrowe paznokcie 

Witajcie :) 

Chciałam Wam dzisiaj pokazać moje pazurki sprzed kilku dni. Zdobienie powstało w wyniku impulsu i nie jest to wybitne dzieło. Teraz zrobiłabym to trochę inaczej, ale mimo wszystko chcę je Wam pokazać jako luźną propozycję ożywienia manicure ;)

Wykonuje się je stosunkowo łatwo; potrzebna jest sonda do robienia kropek lub coś innego z końcówką w formie małej kuleczki (np. szpilka lub wsuwka do włosów).




Jako bazowego użyłam lakieru, który mnie bardzo pozytywnie zaskoczył - Miss Selene od Golden Rose, nr 123. W tej malutkiej niepozornej buteleczce znajduje się całkiem przyzwoity produkt :) Lakier jest dosyć rzadki, nakłada się wygodnie, nie tworzy smug i bardzo szybko wysycha. Krycie bardzo dobre - wystarczy jedna warstwa (na zdjęciach widoczne są dwie warstwy plus top coat) Kolorek raczej z grona tych żywych, wiosennych, dziewczęcych :) Manicure trzymał się ok. 3 dni - czyli standard jak na mnie. Dużym plusem według mnie jest mała pojemność - mamy szansę zużyć lakier zanim nam się znudzi oraz zaschnie i zmieni swoje właściwości. Cena to ok 3 zł. 

Do wykonania kropek użyłam lakieru z Miss Sporty opisywanego tutaj.




A tak wygląda zdobienie w całości ... 

na serdecznym palcu mogłoby znajdować się coś mniej "gęstego"

wiem, paznokieć na serdecznym palcu jest trochę krótszy, ale nie mogę dojść z nimi do ładu :(

pamiętajcie żeby przed nałożeniem top coat'u odczekać, aż kropki wyschną
- inaczej Wam się rozmażą jak tutaj na dole paznokcia


Zdecydowałybyście się na coś takiego? 
Któryś wzorek przypadł Wam do gustu?
Czy może wolicie bardziej klasyczny manicure? 
:)







środa, 22 maja 2013

Pomarańcz i fiolet dla niebieskookich


Najpierw się usprawiedliwię - mam coś arcyważnego do wykonania w zbliżającym się wielkimi krokami terminie i wszystko inne poszło w totalną odstawkę, dlatego taka długa przerwa w nadawaniu.
Mam nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie i że będę już niebawem mogła się bardziej skupić na blogu ... :)

Co do dzisiejszego wpisu - jakiś czas temu w komentarzu znalazła się prośba o makijaż dla niebieskookich. "Mówisz i masz" :D - taki dzisiaj dla Was make-up przygotowałam :) 

Gwoli ścisłości - nie jestem żadną specjalistką od wizażu i tak naprawdę wcale, a wcale się na tym nie znam! Kolory cieni podczas malowania siebie samej dobieram na oko (dosłownie i w przenośni) ;) Czasem wyjdzie mi coś ładnego przypadkiem, czasem gdzieś zobaczę jakąś inspirację. W jednych kolorach po prostu czuję się lepiej, a w innych gorzej. Myślę, że taka zasada powinna w tej kwestii obowiązywać! :P 

Co do kolorów pasujących do niebieskich oczu, pierwszy raz usłyszałam coś na ten temat u KatOsu. Teraz, gdy wiedziałam, że będę coś przygotowywać dla Was zrobiłam oczywiście małe rozeznanie w sieci i już jestem "bardzo mądra" :P Z tego, co się dowiedziałam są kolory, które z tęczówką współgrają i takie, które z nią kontrastują dzięki czemu sprawiają, że jej kolor wydaje się bardziej intensywny.
Dla niebieskich oczu kolory z pierwszej grupy to: zielony, żółty, różowy. Do drugiej grupy należą: brązowy, czarny, fioletowy i silnie kontrastujący pomarańczowy.
Wychodzi na to, że makijaże które pokazywałam Wam tutajtutaj i tutaj powinny dobrze wyglądać przy niebieskich oczach (przy pawim oku, na dolną powiekę możecie zamiast niebieskiego nałożyć brązowy lub zielony cień).
Jeśli się na tym znacie i plotę bzdury to dajcie znać! :)

Zdecydowałam, że wykonam pomarańczowy makijaż mocno podbijający niebieski kolor tęczówki w połączeniu z fioletem, który będzie z tym wszystkim ładnie się komponować :)

A więc do dzieła:

Najpierw na wklepaną  na całą powiekę bazę nakładam jasny, cielisty cień
- to pomoże w późniejszym rozcieraniu cieni:


Następnie, na ruchomą powiekę nakładam żółty cień 
- dzięki temu kolor, którego użyje za chwilę będzie bardziej intensywny:


Teraz na ruchomą powiekę nakładam ciemny, pomarańczowy cień:


W załamaniu powieki nakładam brązowy cień
- dzięki temu uzyskam ładne przejście, a kolor którego użyję za chwilę będzie bardziej intensywny:


W załamaniu i ponad nim nakładam fioletowy, matowy cień i dokładnie rozcieram granice pomiędzy pomarańczowym, brązowym i fioletowym cieniem:


Górną granicę fioletowego cienia rozcieram jasnopomarańczowym matowym cieniem:


Wewnętrzny kącik rozświetlam jasnym, perłowym cieniem; 
na dolną powiekę, w zewnętrznym kąciku nakładam wcześniej używany brązowy cień:


Pod łuk brwiowy nakładam jasny, cielisty cień,
linię wodną rozjaśniam białą kredką, tuszuję górne rzęsy:


I gotowe: 


Jak widać jest to dosyć delikatna propozycja i spokojnie nadaje się do noszenia na co dzień. 
Jeśli chcecie uzyskać bardziej wieczorowy efekt, możecie użyć ciemniejszego fioletu i nałożyć go w większej ilości ponad załamaniem powieki. Możecie też dodać eyeliner wzdłuż górnej linii rzęs oraz jakiś mieniący się akcent na ruchomej powiece (brokat lub mocno perłowy cień).

Spróbowałam zmienić kolor oczu na niebieski, ale niestety nie jestĘ mistrzĘ Photo Shop'a, więc będziecie sobie musiały wyobrazić ten makijaż w wersji z niebieską tęczówką lub spróbować na własnych oczętach i same ocenić czy dobrze wygląda :)

Do następnego :)


sobota, 11 maja 2013

Zielono mi!

Zielone połyskujące pazurki

Drzewa, trawa, kwiaty - wszystko już pięknie zakwitło. Wokół mnóstwo zieleni więc i na paznokciach zagościła dziś u mnie :)

Wykonanie tego manicure jest dziecinnie proste - pod warunkiem, że dysponujemy lakierami z shimmerem, brokatem lub drobinkami :) 

Najpierw malujemy wszystkie pazurki wybranym lakierem bazowym (u mnie zielony). Następnie, zaczynając od skórek nakładamy trochę bezbarwnego lakieru z brokatem - kończymy mniej więcej w połowie paznokcia starając się by krawędź była nieregularna :) Kolejnym krokiem jest nałożenie bezbarwnego lakieru z dużymi, połyskującymi drobinkami - znów zaczynamy od skórek, ale nakładanie kończymy nieco wcześniej niż lakieru z brokatem. Wszystko pokrywamy warstwą top coat'u i gotowe! :) 





na żywo lakier ładnie połyskuje :)






tutaj z lampą


Lakiery, które użyłam: 

Golden Rose Paris nr 217 
  • krycie - dobre (na zdjęciach są 3 warstwy, bo odświeżałam manicure sprzed kilku dni, ale wcześniej miałam 2 i w zupełności wystarczyły)
  • nakładanie - dobre, lakier nie tworzy smug
  • konsystencja - ok, nie za gęsty, nie za rzadki
  • trwałość - ok, nosiłam ponad 3 dni - odprysnął na dwóch paznokciach (u mnie lakiery dłużej nie wytrzymują), nie ściera się
  • wykończenie - kremowe
  • czas wysychania - szybko
  • pojemność - 11 ml
  • pędzelek - wąski
  • dostępność - wysepki Golden Rose
  • cena - ten dostałam w prezencie od Świństewka Justynki, ale koszt to ok. 5 zł
  • moja ocena - polecam :)


Golden Rose Paris nr 98 opisywany tutaj 



Golden Rose Jolly Jewels nr 101 
  • krycie - dobre, wystarczy 1 warstwa
  • nakładanie - wygodne, drobinki rozkładają się dość równomiernie
  • konsystencja - duże drobinki, gęsty
  • trwałość - dobra
  • czas wysychania - szybko
  • pojemność - 10,8 ml
  • dostępność - wysepki Golden Rose
  • cena - ok 13 zł
  • zmywanie - bardzo problematyczne jak w przypadku pozostałych lakierów z tej serii
  • moja ocena - polecam :)




Golden Rose Top Coat Quick Dry opisywany tutaj 




Co sądzicie o takich pazurkach? :)





piątek, 10 maja 2013

TAG Moja metamorfoza

czyli blogowy "coming out" 

Jakiś czas temu zostałam zaproszona do zabawy "Moja metamorfoza" zorganizowanej przez Weak Point. Tag otrzymałam od Gosi - Makijaż początkującej, ale ambitnej, a także zostałam mocno zmotywowana do wzięcia udziału w zabawie przez Tesia Maluje. Zatem przyłączam się, a co za tym idzie, będziecie dzisiaj świadkami mojego wyjścia z ukrycia i to od razu z grubej rury - zobaczycie mnie w wersji saute - bez makijażu!!! :P



Najpierw zasady:
  1. stworzenie kobiecego makijażu, w którym czujecie się najlepiej oraz dodanie zdjęcia "przed" (czyli bez makijażu) i "po" 
  2. dodanie baneru do notki oraz poinformowanie o: zasadach; osobie, która Was otagowała; założycielu tagu
  3. otagowanie kilku osób
  4. dodatkowo możecie pod założycielską notką wklejać Wasze metamorfozy, które ukażą się w podsumowaniu tagu 
Zanim pokażę Wam zdjęcia, kilka słów o mojej twarzy "przed" ;) 
Nie mam zbyt problematycznej cery, ale na pewno nie jest ona idealna. Mam cerę mieszaną (przetłuszczanie się skóry w strefie T - wypryski i zaskórniki; przesuszająca się skóra na policzkach) oraz naczynkową (pękające naczynka, zwłaszcza w okolicach policzków; skłonność do zaczerwienień ). Do pielęgnacji skóry twarzy używam kremu nawilżającego rano i wieczorem. Twarz oczyszczam delikatnym żelem do mycia twarzy (aktualnie jest to żel micelarny z firmy BeBeauty), a jeśli mam mocny makijaż zmywam go najpierw płynem micelarnym (aktualnie płyn z firmy BeBeauty) lub mleczkiem do demakijażu (Ziaja). Od czasu do czasu używam delikatnego peelingu (Synergen, Rossmann) na strefę T. Jak mi się przypomni, robię sobie oczyszczającą maseczkę typu peel-off (najczęściej AVON). To chyba tyle :)

Co do twarzy "po", jak już kiedyś wspominałam na blogu - nie lubię mocnego makijażu na co dzień, natomiast lubię zaszaleć z makijażem wieczorowym. W ogóle, malować zaczęłam się stosunkowo niedawno. Przez długi czas używałam tylko pudru żeby zamaskować błyszczenie oraz tuszu do rzęs nakładanego na same końcówki górnych rzęs. Później doszedł podkład i odrobinę więcej tuszu. Cieni do powiek na co dzień używam dopiero od jakiegoś roku/dwóch i to też nie zawsze. Jeżeli wychodzę do sklepu osiedlowego, to z grubsza wyglądam tak, jak na zdjęciu "przed", gdy spontanicznie spotykam się z najbliższymi znajomymi, używam tylko pudru i delikatnie tuszuję górne rzęsy. Na pewno nie mam problemu z wyjściem z domu bez make-up'u. Jednak uważam, że zestawianie zdjęć sprzed malowania i po jest okrucieństwem, bo wtedy widać dokładnie różnicę! :P

Ale - jak się bawić, to się bawić!

Usiądźcie wygodnie i "podziwiajcie" :P







Makijaż, który widzicie na zdjęciach "po", to ostatnio mój codzienny make-up. Jest bardzo łatwy w wykonaniu, delikatny, a jednak nadaje oku wyrazu i sprawia, że nie wyglądam jak bym dopiero co wstała z łóżka ;) Czuję się w nim dobrze, swobodnie i wiem, że nie wyglądam za "odważnie", co na co dzień nie jest mi potrzebne.
Do jego wykonania użyłam:
użyte kosmetyki
  • kryjący podkład wygładzający AA nr 1
  • puder antybakteryjny Synegren (Rossmann) nr 01
  • bronzer Ziemia Egipska IKOS - na kości policzkowe, linię żuchwy i linię włosów na czole
  • baza pod cienie AVON
  • trzy cienie do powiek z paletki magnetycznej Inglot, którą dostałam w prezencie urodzinowym :) - na całą powiekę, aż do linii brwi nałożyłam jasny, cielisty, matowy cień; na ruchomą powiekę nałożyłam odrobinę beżowego cienia z drobinkami; w załamaniu (litera V) nałożyłam zimny odcień jasnego brązu z delikatnymi drobinkami i roztarłam w kierunku brwi; 
  • brwi podkreśliłam brązową kredką Lovely, a następnie cienkim pędzelkiem nałożyłam odrobinę ciemnobrązowego cienia z Golden Rose, nr 210
  • na linię wodną biała kredka (brakuje na zdjęciu)
  • na koniec tusz do rzęs Rimmel na górne rzęsy ... 
... i gotowe :


 Mam nadzieję, że się Wam efekt podoba :)

A teraz osoby, które postanowiłam otagować:
Miłej zabawy! :)



wtorek, 7 maja 2013

Dobrana para :)

Słów kilka na temat Regenerującego mleczka do ciała oraz Regenerującego kremu do rąk firmy BeBeauty 

Na początek jednak wyjaśnienie odnośnie formy zdjęć. Zauważyłam, że na wielu blogach pojawiają się zdjęcia recenzowanych produktów robione w plenerze. Widziałam nawet zdjęcia wśród stokrotek :) Ponieważ nie chcę zostać posądzona o plagiat tłumaczę - zdjęcia robione na dworze, w naturalnym świetle wychodzą o wiele lepiej niż te robione w pomieszczeniach; w moim ogrodzie rośnie w tej chwili mnóstwo ślicznych stokrotek, które aż proszą się o fotki - pomysł pojawił się spontanicznie, stąd taka forma zdjęć :) A teraz do rzeczy:

Chciałam Wam dzisiaj pokazać moich dwóch ulubieńców z Biedronki, z firmy BeBeauty. 

Na pierwszy ogień pójdzie Regenerujące mleczko do ciała z syropem klonowym oraz olejem palmowym.
Od producenta:
Produkt hipoalergiczny; skutecznie odżywia i regeneruje; skóra bardzo sucha. Zawarty w preparacie syrop klonowy intensywnie nawilża i odżywia, eliminuje uczucie szorstkości i dyskomfortu bardzo suchej skóry. Mleczko szybko się wchłania pozostawiając przyjemne uczucie ukojenia, trwale chroni przed wysuszeniem. po użyciu preparatu skóra jest zregenerowana, odzyskuje miękkość i elastyczność.    

Opakowanie jest bardzo podobne do balsamu z Garniera. Ten produkt jest jednak o wiele tańszy i kosztuje ok. 8 zł. Mleczko jest dosyć gęste, ale bardzo dobrze rozprowadza się po skórze i nie tworzy białych smug. Szybko się wchłania i od razu daje uczucie nawilżenia skóry. Skóra po dłuższym stosowaniu nie jest przesuszona czy napięta; produkt nie uczulił mnie i u mnie bardzo dobrze się sprawdza. Mleczko jest wydajne - wystarczy niewielka ilość kosmetyku, by posmarować całe ciało. Osobiście najbardziej urzeka mnie jego zapach - określiłabym go jako lekko słodki, ale nie duszący - który przez dłuższą chwilę utrzymuje się na skórze. Zdecydowanie mogę go polecić jako balsam nawilżający do codziennego stosowania, alternatywę dla droższego kosmetyku firmy Garnier.



Drugim kosmetykiem, który chciałabym Wam zaprezentować jest Regenerujący krem do rąk S.O.S Dry Skin z alantoiną i filtrem UV. 
Od producenta: 
Produkt hipoalergiczny; odżywia, chroni i regeneruje; skóra bardzo sucha i zniszczona. Eliminuje uczucie szorstkości i dyskomfortu, poprawia elastyczność oraz zapewnia uczucie miękkości. Alantoina chroni przed wysuszeniem i działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych. Regularnie stosowany łagodzi i pomaga odbudować zniszczoną skórę dłoni. 

Krem ten pochodzi z tej samej serii, co opisywane wcześniej mleczko do ciała. Opakowanie utrzymane jest w podobnej szacie graficznej. O ile mleczko do ciała jest białe, krem do rąk jest lekko różowy. Krem nie jest ani zbyt rzadki, ani zbyt gęsty. Bardzo dobrze rozprowadza się po skórze dłoni, szybko się wchłania. Pozostawia na skórze delikatną warstwę, ale nie określiłabym tego jako tłusty film - moim zdaniem daje to przyjemne uczucie, długotrwałego nawilżenia dłoni. Podobnie jak jego kolega, ma śliczny zapach, który długo utrzymuje się na dłoniach. Jestem uzależniona od kremów do rąk i wcale nie łatwo mnie w tej materii zadowolić, ale ten krem naprawdę przypadł mi do gustu. Jak widać na zdjęciu zużyłam już jedno opakowanie, właśnie jestem w połowie drugiego i przy najbliższej okazji na pewno kupię następny. Cena to ok 3 zł. Zdecydowanie mogę go polecić :)

A Wy używacie kosmetyków z Biedronki? 
Macie jakichś ulubieńców?