czwartek, 25 kwietnia 2013

Pawie oko ;)

Wiosenny makijaż krok po kroku

inspirowany kolczykami - pawimi piórami :)


Ale najpierw zacznę od małego usprawiedliwienia. 
Bardzo chciałabym zamieszczać jak najczęściej na blogu wpisy z makijażami krok po kroku. Jednak nie ukrywam, że tego typu posty są najbardziej pracochłonne - wymagają dużej ilości zdjęć i ich obróbki. Poza tym żeby zrobić zdjęcia muszę zrobić makijaż. Jak już być może dało się to zauważyć, nie lubię malować się mocno na co dzień. Takie codzienne "zwyklaczki" nie są niczym wybitnie ciekawym i wartym pokazywania na blogu. Jakoś ostatnio nie mam okazji malować się mocniej, a specjalnie na bloga tylko po to żeby go za chwilkę zmyć trochę mi szkoda - mam nadzieję, że mnie rozumiecie ;) No i tak to niestety wychodzi, że pojawiają się tu głównie pazurki i porady/recenzje ale postaram się w miarę możliwości jak najczęściej tworzyć jakieś make-upy :)

A teraz do rzeczy:
wiosna zagościła już u nas na dobre i aż samo się prosi o wiosenne makijaże! Taki właśnie będzie dzisiejszy make-up krok po kroku: zielono (świeże listki) - brązowo (kora drzew) - niebieski (piękne wiosenne niebo). Jednocześnie jest to makijaż inspirowany moimi kolczykami - pawimi oczkami. Skoro pióra ptaków, które uważane są za jedne z najpiękniejszych, tak bardzo cieszą oko pomyślałam, że kolory te na powiece również powinny się ładnie komponować :) 
Wydaje mi się też, że takie zestawienie barw podbija kolor zielonych i brązowych tęczówek (ale ekspertem nie jestem) :) 







No to zaczynajmy ... 


Zaczynam od nałożenia na powiekę bazy pod cienie do powiek oraz jasnego, beżowego cienia na całą powiekę aż pod łuk brwiowy. 


Następnie na ruchomą powiekę w wewnętrznym kąciku nakładam jasny żółto-zielony perłowy cień.


Teraz na całą ruchomą powiekę nakładam nasycony zielony matowy cień.


Kolejnym krokiem jest narysowanie w zewnętrznym kąciku i w załamaniu powieki kreski tworzącej literę V - używam jasnobrązowego matowego cienia w ciepłym odcieniu i dokładnie rozcieram w załamaniu i ponad nim.


Dla złagodzenia przejścia pomiędzy kolorami oraz roztarcia górnej granicy brązowego cienia nakładam odrobinę ciemnobeżowego perłowego cienia. 


Obszar pod brwiami rozjaśniam jasnobeżowym, matowym cieniem. 


Na dolną powiekę, zaczynając od wewnętrznego kącika nakładam błękitny matowy cień.


Również na dolnej powiece rysuję kreskę chabrowym cieniem - zaczynam w zewnętrznym kąciku i kończę mniej więcej w połowie oka oraz rozcieram z jaśniejszym cieniem.


Dodatkowo w samym załamaniu nakładam ciemniejszy brązowy matowy cień żeby ukryć wszelkie prześwity  oraz nadać spojrzeniu głębi 
(tego cienia w połączeniu z brązową kredką użyłam także wcześniej do podkreślenia brwi).

 Na zakończenie tuszuję dokładnie górne oraz dolne rzęsy i makijaż gotowy :)




Co o tym sądzicie? 
:)




środa, 24 kwietnia 2013

Pokruszony cień, puder, róż, bronzer ...


... czyli o przywracaniu do życia kosmetyków "po przejściach" :)

Nie wiem jak Wy, ale ja używam pudru prasowanego. Tego typu kosmetyki mają to do siebie, że gdy widać  już od dłuższego czasu denko i zostało ich naprawdę niewiele, pękają same z siebie i się kruszą. Ciężko się tego używa, a szkoda wyrzucić - dlatego zbieram pozostałości do jednego pudełeczka, gdzie czekają na lepsze czasy :) Jak się okazuje, ten czas faktycznie może nastąpić! Stosunkowo niedawno dowiedziałam się, że można taki pokruszony kosmetyk naprawić, nadając mu jego pierwotną konsystencję. Można w ten sposób uratować np. cień, który nam upadł i się pokruszył - generalnie metoda nadaje się do wszystkich prasowanych kosmetyków. 

Sprawdziłam i to faktycznie działa, więc dzisiaj pokażę Wam jak to zrobić :)

Potrzebne będą:
  • pokruszony kosmetyk (puder, róż, cień do powiek, itp.)
  • puste opakowanie (lub po prostu opakowanie, w którym znajduje się pokruszony kosmetyk)
  • coś płaskiego o jak najbardziej zbliżonym kształcie i rozmiarze do opakowania
  • alkohol - spirytus bądź czysta wódka ;)
  • mała łyżeczka
  • chusteczka higieniczna

Zaczynamy od dokładnego pokruszenia kosmetyku 
(to jest naprawdę ważne, by uzyskać później jednolitą konsystencję).



Następnie, używając łyżeczki, dolewamy do sypkiego kosmetyku alkohol i mieszamy. Ilość będzie zależała od tego, jak dużo macie pudru/cienia/itp. - chodzi o to żeby po wymieszaniu uzyskać jednolitą paćkę :) Lepiej nalać więcej niż mniej - nadmiar i tak odparuje. Ja dodałam ok. trzech łyżeczek.



powstała po dodaniu alkoholu paćka

Teraz bierzemy to "coś płaskiego" o podobnym kształcie i wielkości do opakowania, w którym znajduje się kosmetyk oraz chusteczkę higieniczną. Chusteczkę przykładamy do powierzchni paćki i dociskami płaskim przedmiotem. Na chusteczce pojawi się nadmiar alkoholu.

odciskanie nadmiaru alkoholu - ja użyłam szklanki 

Tak przygotowany, wyprasowany kosmetyk odstawiamy do wyschnięcia. Mnie wyszło tym razem średnio, bo nie miałam dobrego "płaskiego cosia" ;)

po pierwszym odciśnięciu

po drugim odciśnięciu


Po kilku godzinach cierpliwości cieszymy się uratowanym cieniem/różem/itp. :)


Jak widać powierzchnia nie jest idealnie gładka - niestety nie miałam dobrego płaskiego naczynia, którym mogłabym wyprasować puder. Najważniejsze, że znów nadaje się do użycia :)

Kosmetyk może zrobić się odrobinę ciemniejszy i będzie delikatnie pachnieć alkoholem, dopóki ten do końca nie odparuje. Uratowane przeze mnie w ten sposób: róż, cień do powiek i puder faktycznie delikatnie ściemniały.

Naprawiałyście już jakiś pokruszony kosmetyk w ten sposób? :)

wtorek, 23 kwietnia 2013

Opalamy się

Recenzja brązującego relaksującego balsamu + kremu do twarzy Ziaja Sopot

niecodzienna pielęgnacja bursztynowa opalenizna


Wiosna wreszcie do nas przyszła! :) Słoneczko coraz częściej świeci, powoli odsłaniamy coraz więcej ciałka ... Niestety, po tej ekstremalnie długiej zimie ma ono prawo być nieco blade. Jeżeli lubicie opaleniznę, a nie jesteście hardcorowcami - według mnie nie jest jeszcze aż tak ciepło żeby swobodnie wyskoczyć w bikini na trawkę/leżaczek - to ten post jest zdecydowanie dla Was! :)

Na pewno dla żadnej z Was nie jest tajemnicą, że naturalne opalanie się na słońcu to nie jedyna możliwość uzyskania opalonego ciałka. Mamy m.in.: 
  • solarium - według mnie za droga i zbyt upierdliwa zabawa, w dodatku według różnych źródeł szkodliwa;
  • samoopalacze - dość trudne w użyciu, efekt odroczony, a intensywny i niemożliwy do natychmiastowego usunięcia;
  • balsamy brązujące - cudowny wynalazek, o którym słów kilka dzisiaj :)

Balsamu brązującego używam już od wielu lat i zawsze jest to ten sam produkt - balsam brązujący firmy Ziaja z serii Sopot. Jak sama nazwa wskazuje jest to balsam i używamy go w dokładnie taki sam sposób jak tego typu produktów - wsmarowujemy w skórę całego ciała. Efekt brązujący pojawia się według producenta po 3-4 godzinach. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że różnica jest subtelna i przy pierwszym użyciu prawie niezauważalna. Balsamu używamy codziennie, do momentu w którym uznamy, że ciało jest opalone na tyle, na ile byśmy chciały. U mnie z reguły już około 3 dnia pojawia się wyraźna opalenizna. Balsam stosuję codziennie przez około tydzień, po kąpieli. Później gdy zauważę, że skóra traci swój kolor znowu wracam na kilka dni do jego używania.

Przy używaniu tego produktu należy zwrócić uwagę na: 
  • w miarę możliwości równomierne nałożenie, ale przesadna precyzja nie jest wymagana (mnie się nigdy nie udało uzyskać smug, czy zacieków, ale jeżeli od razu po nałożeniu ktoś nas obleje wodą pewnie taki efekt uzyskamy); 
  • umycie dłoni zaraz po użyciu balsamu, bo na wewnętrznej stronie pojawi się pomarańczowy kolor, jak po użyciu samoopalacza; 
  • ewentualne odczekanie chwilę z ubieraniem się, bo balsam może barwić ubranie lub wycierać się w materiał i tworzyć smugi (mnie się to nigdy nie zdarzyło);
  • jeszcze jedna moja rada - po umyciu dłoni nałóżcie odrobinę balsamu na ich wierzch (pocierając wierzchem jednej dłoni o wierzch drugiej); jeśli tego nie zrobicie, powstanie Wam wyraźna granica opalenizny na nadgarstkach, a dłonie będą blade ;)
Co do efektu pielęgnacyjnego balsamu, zdecydowanie mogę potwierdzić, że po ok. tygodniu stosowania, skóra jest wyraźnie napięta i wygładzona bez efektu wysuszenia - bardzo miła w dotyku. 
Efekt brązujący jest według mnie bardzo zadowalający - opalenizna jest naturalna, a skóra nie robi się pomarańczowa. Uzyskujemy go szybko, tanio i bez większych poświęceń - poza regularnym stosowaniem. 

Jedynym minusem tego produktu jest jego zapach - zarówno samego balsamu jak i skóry po kilku dniach stosowania. Jest to jednak efekt działania brązującego i z tego, co mi wiadomo większość produktów tego typu sprawia, że skóra wydziela specyficzną woń :P Jednak nie jest to jakiś mega smród, więc bez obaw!

Oprócz balsamu brązującego, z serii Sopot dostępny jest brązujący krem do twarzy. Stosuje się go w taki sam sposób jak balsamu, z tą różnicą że nakładamy go na twarz ;) Jeśli chodzi o konsystencję i kolor (lekko kremowy) to na moje oko są identyczne. To samo dotyczy zapachu. Nie potrafię powiedzieć, czy te produkty się od siebie czymkolwiek różnią. Mam jednak nadzieję, że krem do twarzy jest jakoś przystosowany do używania go na delikatniejszej skórze, niż ta na pozostałych częściach naszego ciała. Jeśli okazałoby się jednak, że niczym się nie różnią - z powodzeniem możemy do twarzy używać balsamu bez potrzeby kupowania drugiego produktu. Ja w tej chwili posiadam oba, chociaż przyznaję się, że swego czasu smarowałam też twarz balsamem i nic się z nią złego nie stało.

W skrócie:
+ plusy
  • niska cena (ok 10 zł w przypadku obu produktów, za 300 ml balsamu i 50 ml kremu do twarzy)
  • wysoka dostępność (np. drogerie Rossmann)
  • naturalny efekt brązujący
  • efekt uelastycznienia i wygładzenia skóry
  • łatwe w użyciu
  • bezpieczne dla skóry
- minusy
  • zapach (produktu i skóry po użyciu)

Mam nadzieję, że ten wpis był dla Was choć trochę przydatny. Dajcie znać czy używacie balsamów brązujących, a jeśli tak to jakich konkretnie. Macie jakichś swoich ulubieńców? :) 



poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Wyróżnienie Liebister Blog po raz drugi :)



Bardzo mi miło, bo już po raz drugi zostałam nominowana do wyróżnienia Liebster Blog Award :) Tym razem aż dwukrotnie! Nominacje dostałam od: Tesia Maluje oraz Paolla - Makijaż Krok Po Kroku. Dziękuję Wam bardzo dziewczyny! :)

Zasady:
Liebster Award jest to nominacja od blogerów dla blogerów za "dobrze wykonaną robotę". Nagroda przyznawana jest dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, co daje możliwość ich rozpowszechnienia. Należy odpowiedzieć na 11 pytań postawionych rzez osobę która nominację przyznała, 
oraz nominować 11 blogów (oczywiście trzeba o tym poinformować np. w komentarzu u nominowanego) i zadanie im 11 pytań od siebie.
Nie należy nominować bloga, od którego dostało się wyróżnienie!

Moje odpowiedzi:

- na pytania od Tesi:

1. Buty czy kosmetyki?
- Trudne pytanie, bo bardzo lubię i jedno i drugie! :)

2. Jaki jest Twój ulubiony wykonawca, zespół?
- Nie mam jednego konkretnego, ale jeśli musiałabym koniecznie wybrać, to chyba NOISIA.


3. Czy uprawiasz jakiś sport tylko po to by się lepiej poczuć?
- Myślę, że uprawianie sportu - nawet jeśli głównym celem jest poprawa figury, czy dbanie o zdrowie - zawsze sprawia, że lepiej się czujemy. 

4. Jaki jest twój ulubiony kolor ?
- Różowy :P

5. Jaka była twoja ulubiona zabawa z dzieciństwa?
- Zabawa w dom :)

6. Masz dusze artystyczną czy raczej umysł ścisły?
- Zdecydowanie dusza artystyczna :)

7. Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje?
- Do Hiszpanii

8. Twój wymarzony ślub to huczne wesele czy raczej obiad w rodzinnym gronie?
- Nie marzę o ślubie ;)

9. Jakich produktów używasz by twoja skóra twarzy była świeża i bez skazy?
- Codziennie rano i wieczorem myję twarz delikatnym żelem do mycia twarzy. Raz na jakiś czas używam też peelingu na strefę T, ponieważ mam cerę mieszaną. Codziennie rano i wieczorem wklepuję w skórę twarzy krem nawilżający. 

10. Ile czasu poświęcasz na makijaż?
- Makijaż codzienny zajmuje mi ok. 10-15 min. Jeśli chodzi o makijaż wieczorowy to ok. 30 min. :)

11. Co sadzisz o moim blogu?
- Bardzo mi się u Ciebie podoba. Pokazujesz ciekawe makijaże i przydatne recenzje - bardzo chętnie do Ciebie zaglądam.

- odpowiedzi na pytania Paolli:


1. Co wybierasz? Róż czy bronzer?
- Bronzer

2. Co sądzisz o moich makijażach?
- Naprawdę bardzo mi się podobają :) Są ciekawe i bardzo starannie wykonane.

3. Czy używasz bazy pod makijaż, ewentualnie pod cienie?
- Używam bazy pod cienie (AVON).

4. Twoje największe marzenie to...
- Nie mam jednego, największego marzenia, tylko sporo małych :)

5.  Gdzie zazwyczaj kupujesz kosmetyki?
- Najczęściej w drogeriach Rossmann.

6. Czy wiążesz swoją przyszłość z tym, co pokazujesz na blogu?
- Można powiedzieć, że tak :)

7. W jakim wieku zaczęłaś się malować?
- Jakieś pierwsze użycie tuszu do rzęs na dyskotekę szkolną to już pewnie w gimnazjum, ale robić pełny makijaż zaczęłam dopiero mając około 20 lat. 

8. Co Cię najbardziej odpręża?
- Spacery, słuchanie muzyki, opalanie się :)

9. Co wybierasz? Eyeliner w żelu czy kredka?
- Kredka

10. Ulubiona marka kosmetyków.
- Trudny wybór. Staram się kupować tanie kosmetyki i najwięcej mam chyba z Wibo/Lovely i Miss Sporty i zazwyczaj jestem z nich zadowolona :) 

11. Czy będziesz tu wracała? :)
- Jasne :)

Moje pytania:
  1. Ulubione perfumy?
  2. W jaki sposób lubisz najbardziej spędzać czas wolny?
  3. Wolisz słodycze czy słone/ostre przekąski?
  4. Jeśli mogłabyś wybrać dowolny kraj, gdzie najchętniej byś zamieszkała?
  5. Ulubiony film?
  6. Ulubiona książka?
  7. Pies, kot czy inne zwierzątko?
  8. Mieszkanie, czy dom z ogrodem?
  9. Samolotem czy samochodem?
  10. Na blogu wolisz "krok po kroku" czy recenzje?
  11. O czym najbardziej lubisz czytać na blogach?
Moje nominacje:
  1. http://swinstewka-justynki.blogspot.com/
  2. http://makijazowydziennikakamili.blogspot.com/
  3. http://bluebrush87.blogspot.com/
  4. http://agataoz.blogspot.com/
  5. http://retrivmongold.blogspot.com/
  6. http://www.glamdiva.pl/
  7. http://mroofa.blogspot.com/

Tylko tyle blogów, bo już raz nominowałam i nie będę na siłę wymyślać, a mają być blogi z małą ilością obserwatorów :)

Pozdrawiam serdecznie i czekam na odpowiedzi :)





piątek, 19 kwietnia 2013

Niebo pełne gwiazd

Ponieważ przez kilka dni nie pisałam w ogóle, dzisiaj będą dwie notki :)

Trochę mnie poniosło z tytułem, ale takie właśnie skojarzenie przychodzi mi na myśl gdy patrzę na te pazurki ;) Jak widać mocno musiałam je skrócić - kilka mi się pozadzierało i należał im się już odpoczynek od długości. Wiem, że są trochę nierówne, ale jak odrosną to nad nimi popracuję.


Ten manicure zrobiłam można powiedzieć "na kolanie", bo nie mogłam się już doczekać żeby przetestować trzy nowo kupione lakiery z Golden Rose: czarny matowy lakier z serii Matte; czarny lakier z serii Rich Color i brokatowy lakier z serii Paris.

Najpierw na wszystkie paznokcie nałożyłam lakier matowy. Jestem nim zachwycona! Obawiałam się, że matowe wykończenie w praktyce nie przypadnie mi do gustu, jednak wygląda to świetnie na paznokciach! Lakier schnie błyskawicznie, jest umiarkowanie gęsty i dobrze się nakłada. Pierwsza warstwa może delikatnie smużyć, ale przy umiejętnym nakładaniu druga warstwa w ogóle nie będzie potrzebna, bo krycie jest naprawdę dobre. Pędzelek jest długi i cienki. Kwestia gustu - ja wolę troszkę grubsze pędzelki, ale tym operuje się bez większych problemów. Delikatnie ściera się na końcach, ale nie odpryskuje. Ma bardzo ładne opakowanie. Kosztował ok. 8 zł i zdecydowanie mogę go polecić :)

Następnie na kciuka oraz na serdeczny palec nałożyłam warstwę brokatowego lakieru z serii Paris. Jest to bezbarwny lakier z mnóstwem brokatowych drobinek mieniących się na wiele kolorów - jestem w stanie zidentyfikować: srebrny, złoty, zielony i niebieski, ale nie dam sobie ręki uciąć, że to wszystkie ;) Jest bardzo podobny do opisywanego tutaj lakieru ze złotymi drobinkami. Bardzo przyjemnie się nim maluje. Jedna warstwa w zupełności wystarczy, bo drobinek jest naprawdę bardzo dużo. Wysycha szybko i nie tworzy chropowatej powierzchni. W słońcu przepięknie się mieni! Kosztował ok. 5 zł - polecam :)

Na koniec, na środkowym palcu zrobiłam zdobienie używając taśmy klejącej i błyszczącego, czarnego lakieru. Taśmą klejącą wyznaczyłam kształt, który chciałam uzyskać, a następnie pomalowałam to miejsce czarnym lakierem. Odczekałam chwilę aż wyschnie i oderwałam powoli taśmę. Powstał trójkątny wzorek z błyszczącego lakieru na matowym tle. Nie jest to szczególnie odkrywcze i w sumie sama nie wiem, co myśleć o tym akurat wzorku. Wiem, że fajnie wygląda to połączenie matowego i błyszczącego lakieru i będę na pewno kombinować z innymi wzorkami :)
Czarny lakier to ten z serii Rich Color z szerokim pędzelkiem. Przetestowałam go na drugiej ręce ;) Lakier jest umiarkowanie gęsty, wygodnie się nakłada dzięki szerokiemu pędzelkowi, nie tworzy smug i dość szybko wysycha. Krycie jest bardzo dobre, ale dla optymalnego efektu myślę, że można nałożyć dwie warstwy. Nic złego na jego temat powiedzieć nie mogę ;) Kosztował ok. 7 zł.

A Wy testowałyście już jakiś matowy lakier? 
Jak wrażenia?

Raz, dwa, trzy ... koczek

Upięcie numer dwa :)

Po kilku dniach przerwy wracam do Was z kolejnym upięciem - koczkiem wykonanym przy użyciu ozdobnej gumki do włosów. 

Tego kwiatka (po lewo) wykonała i podarowała mi Justysia [klik] - zdolna bestia prawda? :) 

Zastanawiałam się co z nim zrobić - czy przerobić go na broszkę, spinkę do włosów, ozdobną gumkę? Wybór padł na to ostatnie i szybko zabrałam się do kombinowania jakie fryzury przy jej użyciu można ukręcić ;) 
Oczywiście w grę wchodzi standardowy kucyk - jeśli ktoś ma to szczęście i może pochwalić się gęstymi i grubymi włosami taka opcja z pewnością się sprawdzi. Ja niestety mam włosy dosyć cienkie i kiteczka nie jest imponująca. Dlatego postanowiłam, że używając tej gumki do włosów, będę robić koczki. 




Dzisiaj chciałam Wam pokazać jeden ze sposobów na taki właśnie kok - jeśli macie podobną gumkę w domu i nie wiecie co z nią zrobić, to zapraszam do lektury :)


Związuję włosy w niezbyt wysoką kitkę

Zawijam włosy wokół ich własnej osi


Zawijam, zwinięte wokół ich własnej osi włosy wokół gumki-kwiatka tworząc koczek, który następnie upinam wsuwkami.

Gotowe :)

Tak wygląda gotowe upięcie:


Moim zdaniem jest bardzo wygodne i jeśli dobrze upniemy je wsuwkami, nie ma prawa się rozpaść (byłam w tej fryzurze na fitnessie - wytrzymała skakanie, skłony, brzuszki, itp.). Nie jest to zwyczajny kok, który niektórym może wydawać się nudny. Jednocześnie jest bardzo łatwy w wykonaniu. 

Co Wy o tym sądzicie? 
Wolicie chodzić w rozpuszczonych włosach, czy też czasem kombinujecie z tym co macie na głowie?




niedziela, 14 kwietnia 2013

Brązowo-złote pazurki ombre

... 

w świetle lampy błyskowej
Witajcie :)
Dzisiaj coś z czego jestem naprawdę dumna - wreszcie udało mi się zrobić delikatne cieniowanie na paznokciach :) Do tej pory używałam gąbki do mycia ciała (małego, wyciętego kawałka) do nakładania lakieru, którym chciałam zrobić cieniowanie, ale efekt był dość "toporny" - faktura gąbki sprawiała, że lakier tworzył niezbyt estetyczne, grube plamki. Wiem, że do tego typu ombre można użyć gąbeczki do podkładu, ale nigdy takiej nie używałam, więc nie posiadam w domu, a jakoś ciągle było mi nie po drodze żeby taką kupić (zresztą nową, czyściutką szkoda byłoby mi pociąć [wiem jestem nienormalna :P]). W końcu wpadłam na pomysł żeby użyć ... wacika kosmetycznego. Jak pomyślałam, tak zrobiłam i efekt jest zadziwiająco dobry :) Co prawda wacik ma tendencję do rozłażenia się i zostawiania włosków na paznokciu, ale przy odrobinie ostrożności można tego uniknąć (należy używać jednego miejsca na waciku, na który nakładamy lakier, maksymalnie na 2/3 paznokciach). 

Do tego manicure użyłam brązowego lakieru z Miss Sporty (nr 410) jako koloru bazowego. Nałożyłam dwie warstwy. Lakier jest umiarkowanie gęsty, dobrze się nakłada i nie zostawia smug, szybko wysycha oraz jest stosunkowo trwały (mam go już 3 dzień i w ogóle nie odpryskuje, ani się nie ściera) i ma wygodny, szeroki, zaokrąglony pędzelek. 

Następnie, przy użyciu wacika kosmetycznego, wykonałam delikatne cieniowanie na wszystkich paznokciach. 


Sposób wykonania:
Biorę czysty wacik kosmetyczny i maluję na nim kropkę lakierem. Następnie przykładam wacik miejsce przy miejscu, zaczynając od samego końca paznokcia i stopniowo przesuwając w dół tak, by uzyskać efekt cieniowania.
Użyłam do tego lakieru z Golden Rose, Rich Color (nr 06). W tym lakierze przede wszystkim urzeka jego kolor - ciepły odcień brzoskwiniowo-łososiowy ze złotymi, połyskującymi brokatowymi drobinkami (tzw. shimmerem). Samodzielnie prezentuje się bardzo ładnie na paznokciach. Ten lakier pochodzi z serii z szerokim pędzelkiem (One Step Maxi Brush), który jest naprawdę wygodny w użyciu. Jest umiarkowanie gęsty i dobrze się go nakłada, nie tworzy smug i szybko schnie. Przy tym mani sprawdził się zaskakująco dobrze - bardzo dobrze widoczne są złote brokatowe drobinki, które dodały zdobieniu charakteru.

A tak wyglądają paznokcie (po 3 dniach noszenia), w świetle słonecznym :)


Takie zdobienie, według mnie najlepiej sprawdza się na ciemnym bazowym lakierze (czarny, ciemny brąz, granat, ciemny fiolet, itp.) z dodatkiem jaśniejszego lakieru z drobinkami. 

A Wam podoba się coś takiego? 

sobota, 13 kwietnia 2013

S.O.S. !

czyli jak uratować zadarty paznokieć ...

zadarty paznokieć
Na pewno każdej z Was zdarzyło się mieć naderwany/zadarty paznokieć. Niby się nie złamał i aż szkoda obciąć, zwłaszcza jak się jest w trakcie zapuszczania pazurków, ale samo pomalowanie lakierem nie zdaje egzaminu. 
Jest na to rada! Co prawda nie jest to trwały zabieg, ale do następnego zmywania lakieru wytrzymuje bez najmniejszych problemów :) 

Jak to zrobić? Być może już słyszałyście o tym sposobie - ja dzisiaj pokażę Wam tę metodę krok po kroku na moim paznokciu :)

Co będzie potrzebne? Ja używam: chusteczki higienicznej (można też użyć pustej torebki po herbacie ekspresowej), bezbarwnego lakieru/ odżywki/ bazy (jeśli macie klej do tipsów będzie jeszcze lepszy efekt), nożyczek i pensety (pincety) :)








trójkącik z chusteczki higienicznej
Zaczynam od wycięcia z chusteczki higienicznej malutkiego trójkącika (jeśli chusteczka jest kilkuwarstwowa, biorę tylko jedną z nich). 











Następnie maluję paznokieć warstwą odżywki/bazy i od razu, zanim lakier wyschnie, przykładam chusteczkę w miejsce złamania, przy samej krawędzi paznokcia (najdłuższą krawędzią trójkąta) i delikatnie dociskam pensetą. 








Następnie nakładam trochę odżywki na samą chusteczkę dla wyrównania powierzchni (chusteczka szybko wchłania odżywkę z paznokcia dzięki czemu się do niego przykleja). Jeżeli macie klej do tipsów możecie go w tym momencie użyć zamiast odżywki - jeszcze lepiej utrwali "plasterek".







Ostatnim krokiem jest pomalowanie całego paznokcia warstwą odżywki/bezbarwnego lakieru i gotowe :) Chusteczka jest troszkę widoczna więc raczej należy pomalować paznokcie jakimś kryjącym lakierem. W każdym razie, możemy spać spokojnie - paznokieć nie złamie się do końca (dopóki nie zmyjemy tego plasterka lub nie zrobimy kolejnego). 

paznokieć po "operacji" ;)

Pozdrawiam :)

piątek, 12 kwietnia 2013

Brzoskwiniowo

Błyszczące pazurki + recenzja 

Witajcie :) 
Dzisiaj taki oto cukierkowy manicure
oraz recenzja, użytych do jego wykonania, kolejnych dwóch urodzinowych ;) lakierów - Golden Rose, Jolly Jewels (nr 101) i Wibo, Gel Like (Peaches and Cream od blogerki TheOleskaaa).

Wszystkie paznokcie pomalowałam dwiema warstwami lakieru Wibo z serii Gel Like. Kolor jest naprawdę bardzo ładny - taka właśnie rozbielona brzoskwinia i myślę, że jeszcze lepiej będzie się prezentował na opalonych dłoniach :) Co do samego lakieru, jest bardzo podobny do swojego kolegi opisywanego tutaj. Pisałam, że nie widzę za bardzo tego efektu żelowych paznokci, aczkolwiek po dłuższym przyglądaniu się temu lakierowi na paznokciach muszę przyznać, że jakaś subtelna różnica jest. Na pewno nie potrzebna jest warstwa top coat'u w roli nabłyszczacza, bo lakier sam z siebie jest mocno błyszczący. Lakier jest dosyć gęsty, niestety robią się smugi i dość długo schnie. Nie należy też niestety do super trwałych :( Jednak, ze względu na kolor i to, że mimo wszystko nie jest bardzo uciążliwy myślę, że można się na niego skusić ;)

Jako wykończenie tego manicure użyłam lakieru z Golden Rose, Jolly Jewels. Jest to bezbarwny lakier z dużymi, połyskującymi drobinkami, mieniącymi się na zielono, niebiesko i złoto. Nakłada się dość równomiernie i zdecydowanie wystarczy jedna warstwa. Jednak, trzeba go pokryć dość grubą warstwą top coat'u ponieważ po wyschnięciu tworzy chropowatą powierzchnię. Ma on też jeszcze jedną, dość dziwną cechę - zawija się do góry na brzegach (jakkolwiek dziwnie to brzmi, nie potrafię tego inaczej określić) przez co manicure ma tendencję do odpryskiwania z paznokcia. Jeśli chodzi o zalety, to lakier na pazurkach w świetle dziennym wygląda rewelacyjnie :) Sądzę, że sprawdzi się na każdym kolorze bazowym i doda manicure niesamowitego uroku. Niestety, tak jak opisywany tutaj lakier z tej serii, bardzo trudno się zmywa - te drobinki są bardzo trudne do usunięcia. Mimo wszystko uważam, że jest wart polecenia, bo daje naprawdę bardzo ładny, mieniący się efekt :)

Ja lubię błyskotki, a Wy? Jak Wam się podoba? 

czwartek, 11 kwietnia 2013

Upięcie ekspresowe

Koczek "rogal" w 2 min ;)

Obiecana pierwsza fryzura :) 
Zdjęcia "krok po kroku" słabej jakości, bo wybrnęłam z problemu uchwycenia kolejnych czynności kręcąc filmik i wycinając screeny ;) Postaram się jak najlepiej opisać, co należy zrobić i mam nadzieję, że wszystko będzie jasne :) 
Fryzura jest naprawdę bardzo prosta w wykonaniu i nie zajmuje to więcej niż 2 minuty. Myślę, że to dobra propozycja jeśli ma się mało czasu na szykowanie, a nie chce się wychodzić z domu w zwyczajnej kitce czy rozpuszczonych włosach. Po wpięciu jakiejś ozdoby - np. kwiatka lub kolorowej spinki prezentuje się według mnie całkiem ładnie (ale ostateczną ocenę pozostawiam Wam) :) Zaczynajmy ... 


  • Rozczesuję włosy i zaczesuję je do góry, jak do kitki (krok 1).
  • Lewą ręką przekładam włosy od dołu nad palcem wskazującym prawej ręki ( krok 2). 
  • Zawijam włosy wokół palca i wokół własnej osi, zgodnie z ruchem wskazówek zegara (3) pilnując drugą dłonią aby pozostałe włosy schowały się pod "rogala" (4). 
  • Przytrzymując włosy jedną dłonią, upinam "rogala" wsuwkami (ja użyłam 4 - dwie po obu stronach na górze, wpinając od góry i dwie po obu stronach na dole, wpinając od dołu).
  • Wpinam dwie ozdobne spinki-kwiatuszki (H&M) wzdłuż lewej strony upięcia.
Gotowe :)


To upięcie wychodzi za każdym razem trochę inaczej - raz uda się zrobić prosty rulonik z włosów, a czasem wychodzi "zygzakowaty zawijas". Całego uroku dodają oczywiście ozdoby. 

Jeśli spróbowałyście - dajcie znać, czy Wam wyszło ;)

środa, 10 kwietnia 2013

Do wyboru, do koloru

Kolorowe pazurki + recenzja użytych lakierów

Chciałam Wam dzisiaj pokazać mani, który miałam jakiś czas temu i przy okazji napisać kilka słów na temat użytych lakierów. 

Paznokcie pomalowałam aż 6 różnymi lakierami :) Dostałam je (i jeszcze 4) z okazji urodzin i musiałam jak najszybciej i jak najwięcej z nich przetestować! Efekt jest dosyć "oryginalny" i z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu ;)

Na kciuk nałożyłam lawendowy (?) lakier z Miss Sporty (nr 344). Bardzo lubię lakiery z tej serii (Clubbing Colours Quickdry). Mają dość spory zaokrąglony pędzelek, którym wygodnie się maluje - wystarczą dwa pociągnięcia i cały paznokieć pomalowany. Ten lakier jest umiarkowanie gęsty i na upartego można zostawić jedną warstwę - nie pozostawia smug i dobrze kryje. Ja nałożyłam dwie warstwy. Lakier wysycha szybko i nie odgniata się. 

Na palcu wskazującym oraz środkowym znajduje się również lakier z Miss Sporty, kobaltowy (nr 320). Jest bardzo podobny do swojego lawendowego kolegi więc nie będę go dodatkowo opisywać. 

Palec wskazujący pomalowałam dodatkowo lakierem Golden Rose Paris Magic Color (nr 319). To jest przezroczysty lakier z mnóstwem różowo-złotych drobinek brokatowych, które mam wrażenie mienią się też delikatnie na zielono. Jestem tym lakierem oczarowana, bo w zależności od tego na jaki lakier bazowy go nałożymy, uzyskujemy zupełnie inny efekt. Świetnie się sprawdził także na wcześniej opisanym lakierze lawendowym oraz nałożony na brązowy lakier (użyty tutaj). Jest też idealny jako dodatkowy akcent na jednym paznokciu. Wysycha bardzo szybko i nie tworzy chropowatej powierzchni (jak to się czasem zdarza w przypadku lakierów brokatowych). Zmywa się stosunkowo łatwo, ale potrzeba do niego odrobinę więcej cierpliwości ze względu na drobinki.

Serdeczny palec pokryłam lakierem Golden Rose Jolly Jewels (nr 110). Z tej serii dostępnych jest sporo rożnych lakierów z drobinkami. Tutaj mamy wariant - biały lakier z okrągłymi drobinkami czerwonymi i granatowymi. Krycie jest dość słabe więc trzeba nałożyć przynajmniej dwie lub więcej warstw ale efekt jest niesamowity. Dobrze jest go też pokryć grubszą warstwą top coatu, ponieważ ma lekko chropowatą powierzchnię po wyschnięciu. Mnie ten lakier przypadł bardzo do gustu. Niestety posiada jedną wadę - bardzo trudno się go zmywa. Nie pomaga dłuższe przykładanie mocno nasączonego zmywaczem wacika, długo i mocno trzeba ten lakier ścierać i zdrapywać. Ale taka jest niestety wada większości lakierów tego typu.

Na mały palec nałożyłam lakier Wibo Gel Like w kolorze Blue Lake (od blogerki Gosi). Kolor jest niesamowity więc autorce należą się gratulacje!, ale niestety to chyba wszystko (to już raczej wina producenta). Efekt żelowych paznokci - czy ja wiem? Jest trochę bardziej błyszczący, ale poza tym nie widzę różnicy - możliwe, że się nie znam :P Jest dosyć gęsty, przy nakładaniu tworzą się smugi i tak naprawdę dopiero trzecia warstwa wygląda ładnie przez co naprawdę długo schnie i nawet po dłuższej chwili jest podatny na odgniatanie. Ponadto nie jest zbyt trwały - u mnie odpryskuje po niecałych dwóch dniach. A właściwie nie odpryskuje tylko odchodzi w jednym kawałku. Ale kolor jest naprawdę świetny (użyłam go również przy tym manicure) więc nie żałuję :)

Ostatnim użytym lakierem był top coat z Golden Rose Quick Dry Maxi Brush z filtrem UV. Ma on przyspieszać wysychanie lakieru, a filtr UV ma chronić przed blaknięciem i żółknięciem manicure. Producent zaleca żeby odczekać minutę po nałożeniu bazowego lakieru. Myślę, że można się wstrzymać jeszcze dłużej ponieważ zachowuje się on tak jakby rozpuszczał lakier - na pędzelku zostaje odrobinę koloru jeśli lakier bazowy jeszcze nie wysechł. Sam schnie błyskawicznie i mam wrażenie, że faktycznie przyspiesza utwardzanie całego manicure. Co do działania filtra UV trudno mi coś powiedzieć - chyba nie zauważyłam szczególnej różnicy. Pędzelek jest szeroki i bardzo wygodny. Niestety po użyciu tego top coat'u zostają smugi - pod światło widać taką jakby fakturę utworzoną pędzelkiem. Więc jeśli chcemy uzyskać efekt błyszczących, gładkich paznokci trzeba nałożyć na niego warstwę jakiegoś nabłyszczacza.

lakiery w kolejności opisywania :)


To wszystko na dziś - mam nadzieję, że informacje okażą się przydatne :) 
A co sądzicie o takim misz-maszu na paznokciach?

wtorek, 9 kwietnia 2013

Pierwsza recenzja ...

Eveline odżywka do paznokci: diamentowa + 8 w 1 

zdjęcie "8 w 1", bo pusta buteleczka
"diamentowej" już w koszu na śmieci
Witajcie :)
Postanowiłam, że od czasu do czasu będę dla Was przygotowywać recenzje produktów, które uważam za godne polecenia oraz takich, których kupna raczej bym odradzała.
Zacznę od opinii na temat kosmetycznego hitu ostatnich kilku miesięcy, o którym już chyba każdy słyszał, ale być może znajdzie się ktoś, kto zastanawia się nad jego nabyciem i używaniem oraz szuka porady. Chodzi oczywiście o odżywkę do paznokci Eveline Nail Therapy. 

Będzie troszkę dużo czytania, ale chcę napisać o wszystkim i dokładnie - pod koniec skrócona recenzja dla leniuszków ;)

Używałam odżywki diamentowej (dostępnych jest kilka wersji, ale z tego co udało mi się wyszukać w sieci, nie różnią się one składem, więc na logikę - działaniem też nie powinny) codziennie przez 10 dni w sposób wskazany przez producenta - cztery dni pod rząd kolejna warstwa, zmywamy i od nowa. Później jeszcze przez około 2 tygodnie używałam jej jako bazy pod lakier.
Zastanawiacie się pewnie dlaczego przestałam. Otóż, znalazłam się w niezbyt licznym gronie "szczęśliwców" - alergików. Niestety, formaldehyd który znajduje się w składzie tej odżywki (ale także wielu innych produktów; w różnych stężeniach) może powodować reakcję alergiczną i tak też stało się w moim przypadku. Pojawiło się u mnie coś, co ma swoją nazwę, której nie mogę zapamiętać i jest podobno jakąś chorobą. Wygląda to tak, że paznokieć odrywa się od skóry, samoistnie się podważa, tak jakby odkleja od skóry po bokach. Nie posiadam zdjęć swoich paznokci z tego okresu, dlatego pokażę Wam rekonstrukcję ;)



Nie wygląda to zbyt estetycznie. Pojawiło się to u mnie już po kilku dniach stosowania na kilku palcach, ale na początku nie skojarzyłam, że może być to wynik używania odżywki. Zaniepokoiłam się dopiero, kiedy pomalowałam jeden z paznokci 3 warstwami na raz (z jednego paznokcia odprysnęła mi część odżywki i chciałam wyrównać do pozostałych). Po jakichś 5 minutach zaczął mnie boleć opuszek palca i skóra pod paznokciem - uczucie opisałabym jako rwanie i pulsowanie, coś podobnego do tego, gdy bardzo zmarzną nam dłonie. Niestety zmycie odżywki z paznokcia nie pomogło. Od razu pomyślałam, że coś jest nie tak, zaczęłam przeszukiwać internet i znalazłam właśnie tę informację - reakcja alergiczna. 
Używałam jeszcze odżywki przez jakiś czas, pamiętając żeby nie nakładać więcej niż jedną warstwę na raz. Znowu pewnie zastanawiacie się "dlaczego? - przecież uczuliła". No i właśnie, pojawia się ta lepsza strona medalu - odżywka naprawdę działa! Paznokcie są dużo twardsze, nie łamią się, nie rozdwajają i wreszcie można je zapuścić. Efekt, który można było oglądać na blogu - moje długie pazury - zawdzięczam tej odżywce. Do tej pory zapuszczanie paznokci było dla mnie bardzo trudne - były po prostu cieniutkie i łamliwe.
W tej chwili na moich paznokciach widoczna jest wyraźna granica końca kuracji - odrastający paznokieć jest jakby o warstwę cieńszy. Prawdopodobnie, jak pozbędę się utwardzonej odżywką części, paznokcie wrócą do swojej naturalnej skłonności do łamania i rozdwajania. 
Wracając do efektu "odklejania się" paznokcia: u mnie, po odstawieniu odżywki paznokcie wróciły do normy - w miarę odrastania, paznokieć przyrastał stopniowo na swoje miejsce. Co więcej, odżywki używa również moja mama - zużyła całe opakowanie "diamentowej", w tej chwili używa "8 w 1" - reakcji alergicznej brak. Wiem, że stosuje ją kilka moich znajomych i również są zadowolone.

Podsumowując:

+ plusy:
  • niska cena (ok. 10 zł)
  • efekt utwardzenia płytki (sama odżywka na paznokciu tworzy grubą warstwę ochronną, a po ok. tygodniu stosowania można zauważyć wyraźną różnicę w grubości płytki) 
  • zwalczenie problemu łamania się i rozdwajania paznokci
  • używanie odżywki pomaga przy zapuszczaniu paznokci
  • odżywka ma mleczny kolor i można ją stosować np. jako wykończenie frencha
- minusy:
  • możliwa reakcja alergiczna
  • upierdliwe stosowanie i konieczność odstawienia na czas kuracji kolorowych lakierów (dotyczy chyba wszystkich tego typu odżywek)

Jak by nie było - więcej plusów niż minusów.
Mnie się nie poszczęściło i musiałam zrezygnować z używania odżywki ze względu na reakcję alergiczną. Jeśli chodzi jednak o obiecany przez producenta efekt - potwierdzam, że działa. 

Moja rada: jeśli zastanawiasz się, czy kupić tę odżywkę, a nie szkoda Ci ok. 10 zł - spróbuj. W tej chwili odżywka dostępna jest w promocyjnej cenie (jeśli dobrze pamiętam 8 zł) w Biedronce.
Na początku stosuj ostrożnie i obserwuj reakcję paznokci - jeśli zauważysz coś niepokojącego odstaw odżywkę i podaruj ją komuś, kto również chciałby ją przetestować. Jeżeli nic złego nie będzie się działo ciesz się świetnym efektem twardych, odpornych na złamanie, nierozdwajających się i rosnących, rosnących, rosnących paznokci :)

piątek, 5 kwietnia 2013

Wyróżnienie Liebster Blog - moje nominacje i pytania

Obiecana wcześniej druga część Liebster Award


Pisałam jakiś czas temu, że otrzymałam od Świństewka Justynki wyróżnienie Liebster Blog :) Jest to nagroda za "dobrze wykonaną robotę". Zamieściłam już swoje odpowiedzi (tutaj), ale zabawa polega też na tym, aby nominować kolejne blogi i zadać blogerkom pytania od siebie. Zatem do dzieła :)

Moje pytania:

  1. Wiosna czy lato?
  2. Morze czy góry?
  3. Paznokcie długie czy krótkie?
  4. Makijaż mocny czy delikatny?
  5. Książka, film czy serial?
  6. Ulubiony kosmetyk?
  7. Włosy upięte czy rozpuszczone?
  8. Wymarzone miejsce na wakacje?
  9. Co zabrałabyś na bezludną wyspę (5 przedmiotów)?
  10. Jesteś sową czy skowronkiem?
  11. Jakiej najchętniej muzyki słuchasz?

Nominowane blogi: 

czwartek, 4 kwietnia 2013

Trochę błękitnego nieba

Kropkowany ombre-french 

Mam dzisiaj dla Was kolejną propozycję zdobienia paznokci - stosunkowo łatwą w wykonaniu, a jednocześnie ciekawą ;) Dobór kolorów nieprzypadkowy - bardzo brakuje mi widoku czystego, wiosennego nieba. Prognozy pogody nie są optymistyczne więc posiłkuję się niebem na paznokciach ;)

Na wcześniej nałożoną odżywkę nakładam błękitny lakier. 
Następnie, przy użyciu sondy (przyrządu do robienia kropek) robię drobne kropeczki kobaltowym (tak się chyba ten kolor nazywa) lakierem - gęsto na krawędzi paznokcia i coraz rzadziej w kierunku palca. Ponieważ mam długie paznokcie mogę cieniowanie skończyć mniej więcej na tej wysokości, od której zaczynałabym nakładanie białego lakieru w przypadku french'a. Jeśli macie krótkie paznokcie wycieniujcie mniej więcej do połowy długości płytki - lub tak, jak Wam podpowiada wyobraźnia ;) 

A tak wygląda na pazurkach to, co starałam się Wam powyżej wytłumaczyć ;) 




Tutaj wersja beżowa (na paznokciach modelki xD):



Miłego kropeczkowania :)